Strona 1 z 1

NEWS - Noworoczny wywiad z Mateuszem i Dominikiem!

: czw sty 03, 2008 5:02 pm
autor: Krzysztof
Noworoczny wywiad z Mateuszem i Dominikiem!

Prezentujemy odpowiedzi Mateusza i Dominika na pytania nadesłane przez Fanów. Jak wyglądały początki zawodników w klasie Star, kto jest idolem Dominika od „spraw życiowych” i co dla naszych żeglarzy oznacza wygrana? Przeczytaj noworoczny wywiad!

Jak to jest wygrywać? W tej chwili pływam w regatach turystycznych na starym Orionie i jeszcze nigdy nie miałem okazji wygrać, ale mam nadzieję, że to się zmieni gdy zacznę pływać na Finnie, co jest moim wielkim marzeniem. I tu moje drugie pytanie: czy mając doświadczenie na jachtach turystycznych można z dobrymi efektami zacząć pływać na Finnie? (Wojtek F.)

Wojtku, myślę że podobnie jak w naszym przypadku, żeglarstwo jest Twoją pasją i sprawia Ci wiele frajdy. Niezależnie, na jakiej łódce będziesz żeglował, skup się na tym co najważniejsze: na wietrze, wodzie i Twoim jachcie. Wiedz, że wszystko jest możliwe! Świat należy do ludzi odważnych. Do tych którzy spróbują. Uwierz, że dasz radę i przygotuj się jak najlepiej do zmiany łódki. Zbierz jak najwięcej informacji, poświęć dużo czasu na przygotowania i treningi. BądĹş cierpliwy. Ja na Finnie musiałem czekać ponad cztery lata zanim pojawiły się pierwsze sukcesy. Z Dominikiem na Starze zajęło nam to trochę mniej czasu, ale też nie było łatwo. Powodzenia!

Ja zacznę może od odpowiedzi na Twoje drugie pytanie. Zdecydowanie łatwiej jest się przesiadać w odwrotną stroną – z małych łódek na większe. Na małych jachtach lepiej czuje się wiatr, przechyły, sterowanie i wszystkie siły, jakie działają na łódĹş. Gdy póĹşniej wejdziesz na duży jacht, Twoje reakcje i poczynania są jakby odruchowe i gdy opanujesz rzemiosło techniczne (kabestany, bloczki, duże siły w linach), żeglowanie staje się prostsze. W drugą stronę jest nieco trudniej. Niemal wszyscy wsiadający na mały jacht z dużego mają techniczne trudności z jego opanowaniem. Gdy nawet już wszystko opanują, nadal mają kłopoty z pracą ciałem, która jest absolutnie podstawowa na małych jednostkach – a na dużych nie ma jej wcale. Jeśli chcesz wygrywać na Finnie z żeglarzami, którzy od kilku lub kilkunastu lat pływają regatowo na małych żaglówkach, czeka Cię bardzo dużo pracy. Ale jest to jak najbardziej możliwe! Znamy Włocha, Lucę Devotiego, który wsiadł na Finna w wieku 18 czy 19 lat i po kilkunastu latach żeglowania zdobył srebrny medal olimpijski w Sydney! Wszystko więc przed Tobą!
Natomiast na pierwsze pytanie odpowiem krótko – każdy inaczej przeżywa zwycięstwa, zresztą jedno drugiemu nie jest równe. Dużo zależy od rangi zawodów, w których się startuje. Bez wątpienia jest to wspaniałe uczucie, którego życzę i Tobie!


Jak się „dogadujecie” spędzając tak dużo czasu na wspólnych treningach i zawodach – podczas gdy wcześniej pływaliście w łódkach 1-osobowych? Nie żałujecie czasem, że nie jesteście „panami sytuacji”? (Bigs)

Przyznam, że na początku było ciężko z tą naszą komunikacją. Pamiętam, jak kilka razy zapomniałem powiedzieć Dominikowi, że robimy zwrot i trochę go wtedy niechcący przytapiałem na tym jego balaście… Po kilku miesiącach wspólnego żeglowania było już dużo lepiej. A teraz doszliśmy do takiego poziomu, że porozumiewamy się bez słów. Idealna współpraca w zespole charakteryzuje się tym, że jesteśmy całością i w naszej sytuacji jesteśmy obaj jej „panami”.

Mamy za sobą już prawie trzy lata wspólnego żeglowania i przebywania ze sobą. A przecież wcześniej, na Finnie, na wiele regat też jeĹşdziliśmy razem, jednym samochodem. Znamy się bardzo dobrze, wiemy, czego po sobie oczekiwać i wiemy, jak najlepiej spędzać wspólny czas. Bardzo też cenimy nawzajem swoje zdanie na różne tematy. Lata praktyki pozwoliły nam efektywnie podzielić się obowiązkami na łódce, nauczyliśmy się skutecznej, bezkonfliktowej komunikacji. Wiele osób nadal zadaje to pytanie, a jest ono chyba już niezbyt aktualne ;-)


Czy oprócz trenera macie psychologa, który czuje żeglarstwo, patrzy obiektywnie na Wasze reakcje, motywuje? Na pewno miewacie dni lepsze i gorsze… (Beata G.)

Co jakiś czas mamy różne sesje z dobrymi psychologami, ale nie to jest naszym „motorem” w tej dziedzinie. Jest za to kilka osób, które bardzo pozytywnie na nas wpływają (niektóre świadomie, inne nie). Myślę, że przede wszystkim jest to Witek Dudziński, lekarz PZŻ. Witek zajmuje się nami od strony medycznej, dietetycznej i właśnie psychologicznej. Każda rozmowa z nim to potężna dawka pozytywnej energii i kolejna porcja motywacji (choć tej generalnie nam nie brakuje!).
Na pewno bardzo motywuje nas także nasz trener przygotowania fizycznego, Bogumił Głuszkowski. Jest jeszcze kilka innych osób, które w różny sposób próbują pomagać nam w te gorsze dni, cieszyć się lepszymi. Obok naszego trenera, Andy’ego, który jest z nami związany emocjonalnie (wreszcie ma przy sobie polską załogę Stara, a nie amerykańską, niemiecką, czy hiszpańską), zawsze dopingują nas nasi najbliżsi, a to jest przecież najważniejsze dla wszystkich, którzy w życiu mają jakiś cel.

Zdecydowanie, pomoc Andy’ego i Witka Dudzińskiego w wystarczającym stopniu spełnia nasze potrzeby pracy nad przygotowaniem psychicznym do zawodów. Jesteśmy z Dominikiem dojrzałymi sportowcami, ludĹşmi którzy mają „poukładane w głowie” i nie mają większych problemów z własną psychiką. Dajemy sobie świetnie radę w chwilach napięcia podczas ważnych regat. Jest kilka drobnych elementów, nad którymi jeszcze musimy popracować, ale stale wspierają nas w tym osoby z naszego zespołu.


Mateusz, Dominik, sami piszecie Wasze relacje na stronie czy macie do tego kogoś, kto z Wami jeĹşdzi na zawody? (Daniel)

Nie wyobrażam sobie żeby kto inny miał za nas to pisać! Przecież to my przeżywamy te wszystkie emocje, którymi póĹşniej chcemy się z Wami podzielić. Podobno jest mało takich sportowców jak my, którzy po ciężkim dni zawodów, przed kolejnym dniem zmagań, siadają do komputera i wysyłają wiadomości w świat, ale my robimy to z przyjemnością i satysfakcją szczególnie wtedy gdy dostajemy od Was e-maile z podziękowaniami za te listy.

Dokładnie. Czasem wymaga to od nas naprawdę dużo samozaparcia i konsekwencji, ale jest też niezwykle miłe – wiedzieć, że za chwilę to wszystko przeczytacie.



Co było do tej pory Waszym największym osiągnięciem? (Gwiazdka)

Moim było założenie rodziny!!! A na sportowe wciąż czekam:)




Założenie rodziny jeszcze przede mną! Natomiast moim największym osiągnięciem w sporcie był dotychczas sukces złożony z trzech zwycięstw: na Igrzyskach Olimpijskich, na Mistrzostwach Świata i Mistrzostwach Europy!



Kto jest Waszym idolem sportowym, życiowym? (Rafał K.)

Idolem życiowym był Papież Jan Paweł II. Idolem sportowym Michael Jordan, a idolem żeglarskim Russell Coutts. Wszystkich trzech poznałem i nadal są dla mnie inspiracją, żeby być lepszym człowiekiem.

Ja nie mam tak konkretnych idoli, jak Mateusz. Jednak w dziedzinie żeglarstwa moim wzorcem też jest Russell Coutts, co chyba nie jest żadnych zaskoczeniem. W innych dziedzinach staram się naśladować różne osoby, w zależności od tego, co potrafią robić najlepiej. Co ciekawe, w niektórych sprawach sportowo-żeglarskich idolem jest dla mnie... Mateusz! Za to w domowo-życiowych – moja żona Małgosia.


Witajcie. Wiem, że żeglarze to przesądni ludzie, i że lepiej nie „zapeszać”, ale ciekawa jestem czy myślicie już o tym, co będziecie robić po olimpiadzie w Pekinie? (Fanka)

Temat „po igrzyskach” w tej chwili dla mnie nie istnieje - chcę w 100 procentach skoncentrować się na przygotowaniach do Pekinu.



W chwili obecnej jesteśmy całkowicie skupieni na Igrzyskach w Pekinie. Jest to dla nas temat numer jeden. Chociaż z doświadczenia wiem, że dobrze myśleć o przyszłości wcześniej. Od kilku miesięcy zastanawiam się, czym mogę zająć się po Pekinie i w którą stronę powinienem we wrześniu przyszłego roku pożeglować. Żadnych decyzji jeszcze nie podjąłem, ale nie ukrywam, że nad pewnymi tematami zacząłem już się poważniej zastanawiać i rozważać różne możliwości. Jestem osobą dobrze zorganizowaną, która dużo wcześniej przygotowuje się do nowych wyzwań, szczególnie tych, których przygotowania wymagają więcej czasu i pracy...
Na pewno jedno co mogę obiecać, to że we wrześniu 2008 roku usiądziemy z Dominikiem i zastanowimy się poważnie nad kolejnym wyzwaniem, którym byłby dla nas Londyn w 2012 roku!