NEWS - Gdzie trenuje załoga polskiego Stara?
: czw lut 21, 2008 2:52 pm
Ostatni tydzień Mateusz spędził na treningach na poznańskiej AWF. Przeczytaj, jak wygląda plan dnia zawodnika na pół roku przed olimpiadą – w relacji zanotowanej przez Dariusza Urbanowicza z magazynu Żagle.
Po sześciu dniach intensywnego treningu w Poznaniu wracam do Warszawy. Będę miał dwa dni dla siebie - czwartek i piątek - a w sobotę lecimy z Dominikiem już do Miami. Tam czeka nas dzisięciodniowe zgrupowanie i wielkie regaty w klasie Star, Bacardi Cup. Tymczasem w Poznaniu pod pieczą doktora Witolda Dudzińskiego i trenera Bogumiła Głuszkowskiego "odwaliłem" kawał ciężkiej roboty!
Codziennie miałem pięć treningów. Zaczynałem o 7 rano treningiem pływackim. Następnie o 7.45 zaczynały się zajęcia na dużych, dmuchanych piłkach. Pod okiem grupy trenerów z Bogumiłem Głuszkowskim na czele wykonujemy na nich najróżniejsze ćwiczenia, głównie poprawiające siłę oraz czucie głębokie. Bogumił na stałe współpracuje z Polskim Związkiem Żeglarskim. Te zajęcia dumnie nazywane były "pro sport". Uczęszczali na nie tylko wyczynowi sportowcy, w tym piłkarze Lecha, koszykarka, zapaśnicy, dwóch chłopaków z windsurfingu z Formuły i Freestyle'u, a także Kasia Pic z Lasera Radiala i wielu innych. Na tych zajęciach dostałem szczególnie w kość: po prostu jęczałem, krzyczałem wręcz z bólu, ale fajna atmosfera zachęcała do ciężkich ćwiczeń. Potem ćwiczyłem aerobic ze sztangą, a koło południa miałem indywidualne zajęcia na siłowni. Po południu kolejne zajęcia albo spinning na rowerach, albo znowu basen.
Przeżyłem też niesamowitą przygodę. Wziąłem bowiem udział w maratonie rowerowym. W sali ustawionych było chyba z 60 rowerków stacjonarnych. Przez trzy godziny jechaliśmy bez wytchnienia. Pierwszy raz uczestniczyłem w czymś takim. Myślałem, że wyzionę ducha! Ogólnie po powrocie jestem wycieńczony, zmęczony do granic, lecz wypełniony pozytywną energią. Bogumił pochwalił mój stan przygotowania, lecz jednocześnie podkreślił, że przed nami jeszcze wiele pracy. Otrzymałem od niego rozpiskę na kontynuację ćwiczeń we własnym zakresie. Z pewnością będę tu przyjeżdżał, bo treningi były naprawdę fajne. Wszystko działo się w Centrum Rekreacji przy poznańskiej AWF.
Miał do mnie tu dołączyć Dominik Życki, lecz rozchorował się i nie mógł przyjechać. W sobotę wylatujemy razem do USA. Jesteśmy na etapie wchodzenia dopiero na najwyższe obroty i do szczytu formy jeszcze daleko. Na pewno w Miami spędzimy dużo czasu na wodzie. To priorytet, bo musimy sobie przypomnieć perfekcję wykonywania manewrów i prowadzenia łodzi. Chcemy odzyskać czucie wiatru, poćwiczymy na pewno okrążanie boi i starty. W grudniu zamówiliśmy nowy maszt, standardowy, żaden wynalazek, więc będziemy chcieli go dostroić do łódki i żagli. Powinien na nas czekać w Miami.
Wiemy już, że będziemy trenować razem z Robertem Scheidtem. Już pisał do mnie pełen zapału. Niedawno wygrał wewnętrzne kwalifikacje brazylijskie i to on pojedzie na igrzyska w Qingdao. Jak się okazuje mistrz świata sprzed roku wcale nie ma łatwego zadania. Mimo że w regatach kwalifikacyjnych startowało pięć załóg, bardzo mocno deptał mu po piętach Lars Grael. To brat mistrza olimpijskiego Torbena, który poświęcił się projektowi Volvo Ocean Race. W tym czasie, kiedy Robert i Lars walczyli o paszporty olimpijskie, Torben chrzcił w Barcelonie nowy jacht Ericssona.
Wracając do eliminacji opowiem ciekawostkę. Otóż Lars naprawdę mi imponuje. Kiedyś po wywrotce na jakiejś łódce, chyba na Tornado, przejechała po nim motorówka. W wyniku wypadku amputowano mu póĹşniej nogę. Pamiętam ze zgrupowania w listopadzie w Rio, że na keję przychodzi o kulach, wskakuje, a na wodzie ciężko za nim nadążyć! Jak on balastuje na tej jednej nodze! Na dziesięć wyścigów w mistrzostwach Brazylii trzy ukończył przed nami. Co prawda wolniej wykonuje zwroty, ale pływa naprawdę świetnie. Widać po nim ogromną przyjemność z żeglowania. Robert zresztą nie spodziewał się tak równorzędnej walki. Na dwanaście wyścigów czterokrotnie kończył za Larsem, a w końcowej klasyfikacji różniło ich zaledwie pięć punktów. Tam w Brazylii mają prawdziwe talenty żeglarskie...
Ĺšródło: www.zagle.com.pl
Po sześciu dniach intensywnego treningu w Poznaniu wracam do Warszawy. Będę miał dwa dni dla siebie - czwartek i piątek - a w sobotę lecimy z Dominikiem już do Miami. Tam czeka nas dzisięciodniowe zgrupowanie i wielkie regaty w klasie Star, Bacardi Cup. Tymczasem w Poznaniu pod pieczą doktora Witolda Dudzińskiego i trenera Bogumiła Głuszkowskiego "odwaliłem" kawał ciężkiej roboty!
Codziennie miałem pięć treningów. Zaczynałem o 7 rano treningiem pływackim. Następnie o 7.45 zaczynały się zajęcia na dużych, dmuchanych piłkach. Pod okiem grupy trenerów z Bogumiłem Głuszkowskim na czele wykonujemy na nich najróżniejsze ćwiczenia, głównie poprawiające siłę oraz czucie głębokie. Bogumił na stałe współpracuje z Polskim Związkiem Żeglarskim. Te zajęcia dumnie nazywane były "pro sport". Uczęszczali na nie tylko wyczynowi sportowcy, w tym piłkarze Lecha, koszykarka, zapaśnicy, dwóch chłopaków z windsurfingu z Formuły i Freestyle'u, a także Kasia Pic z Lasera Radiala i wielu innych. Na tych zajęciach dostałem szczególnie w kość: po prostu jęczałem, krzyczałem wręcz z bólu, ale fajna atmosfera zachęcała do ciężkich ćwiczeń. Potem ćwiczyłem aerobic ze sztangą, a koło południa miałem indywidualne zajęcia na siłowni. Po południu kolejne zajęcia albo spinning na rowerach, albo znowu basen.
Przeżyłem też niesamowitą przygodę. Wziąłem bowiem udział w maratonie rowerowym. W sali ustawionych było chyba z 60 rowerków stacjonarnych. Przez trzy godziny jechaliśmy bez wytchnienia. Pierwszy raz uczestniczyłem w czymś takim. Myślałem, że wyzionę ducha! Ogólnie po powrocie jestem wycieńczony, zmęczony do granic, lecz wypełniony pozytywną energią. Bogumił pochwalił mój stan przygotowania, lecz jednocześnie podkreślił, że przed nami jeszcze wiele pracy. Otrzymałem od niego rozpiskę na kontynuację ćwiczeń we własnym zakresie. Z pewnością będę tu przyjeżdżał, bo treningi były naprawdę fajne. Wszystko działo się w Centrum Rekreacji przy poznańskiej AWF.
Miał do mnie tu dołączyć Dominik Życki, lecz rozchorował się i nie mógł przyjechać. W sobotę wylatujemy razem do USA. Jesteśmy na etapie wchodzenia dopiero na najwyższe obroty i do szczytu formy jeszcze daleko. Na pewno w Miami spędzimy dużo czasu na wodzie. To priorytet, bo musimy sobie przypomnieć perfekcję wykonywania manewrów i prowadzenia łodzi. Chcemy odzyskać czucie wiatru, poćwiczymy na pewno okrążanie boi i starty. W grudniu zamówiliśmy nowy maszt, standardowy, żaden wynalazek, więc będziemy chcieli go dostroić do łódki i żagli. Powinien na nas czekać w Miami.
Wiemy już, że będziemy trenować razem z Robertem Scheidtem. Już pisał do mnie pełen zapału. Niedawno wygrał wewnętrzne kwalifikacje brazylijskie i to on pojedzie na igrzyska w Qingdao. Jak się okazuje mistrz świata sprzed roku wcale nie ma łatwego zadania. Mimo że w regatach kwalifikacyjnych startowało pięć załóg, bardzo mocno deptał mu po piętach Lars Grael. To brat mistrza olimpijskiego Torbena, który poświęcił się projektowi Volvo Ocean Race. W tym czasie, kiedy Robert i Lars walczyli o paszporty olimpijskie, Torben chrzcił w Barcelonie nowy jacht Ericssona.
Wracając do eliminacji opowiem ciekawostkę. Otóż Lars naprawdę mi imponuje. Kiedyś po wywrotce na jakiejś łódce, chyba na Tornado, przejechała po nim motorówka. W wyniku wypadku amputowano mu póĹşniej nogę. Pamiętam ze zgrupowania w listopadzie w Rio, że na keję przychodzi o kulach, wskakuje, a na wodzie ciężko za nim nadążyć! Jak on balastuje na tej jednej nodze! Na dziesięć wyścigów w mistrzostwach Brazylii trzy ukończył przed nami. Co prawda wolniej wykonuje zwroty, ale pływa naprawdę świetnie. Widać po nim ogromną przyjemność z żeglowania. Robert zresztą nie spodziewał się tak równorzędnej walki. Na dwanaście wyścigów czterokrotnie kończył za Larsem, a w końcowej klasyfikacji różniło ich zaledwie pięć punktów. Tam w Brazylii mają prawdziwe talenty żeglarskie...
Ĺšródło: www.zagle.com.pl